poniedziałek, 16 września 2013

7. Czy teraz będzie bezpiecznie?

       

         Jej uszy wypełniał szum fal rozbijających się o brzeg plaży oraz skrzek mew latających nad wyjątkowo spokojną taflą wody. Znad horyzontu wychodziła tarcza złocistego słońca, która delikatnie raziła jej oczy. Opierając się o barierkę na tarasie widokowym podziwiała wyjątkowy urok tego poranka.  
-Ech, chciałabym tu jeszcze kiedyś przyjechać - westchnęła rozmarzonym głosem.
-Może przyjedziemy. - rzucił Ron z szerokim uśmiechem na twarzy. - Jak tylko skończysz Hogwart, w przyszłe wakacje, na cały miesiąc, tylko we dwoje...
Hermiona zachichotała cicho po czym musnęła ustami policzek Rona.
-Bardzo chętnie. - odparła, czując w duchu coraz mniejszą ochotę powrotu do szkoły.
-No to załatwione. - powiedział dziarsko chłopak. - Idziemy?
Ostatni raz rzuciła okiem na ocean, złapała go za rękę po czym otoczyła ich ciemność.
        Gdy po kilku sekundach wirowania dotarło do niej to co się dzieje, poczuła lodowate krople rozbijające się o jej twarz. Wokół panowały ciemności. Wśród strug deszczu i panującej dookoła ciemności wyłapała niewyraźne zarysy Nory. Rękami wyczuła, ze chyba siedzi w błocie.
-Cholera - zaklął pod nosem Ron wygrzebując się z błotnistej kałurzy, w którą wpadli przy lądowaniu.
-Wszytko dobrze?- spytała się Hermiona.
-Taa. - burknął chłopak niezgrabnie wstając.
W kilka minut dotarła do Nory, co chwile ślizgając i potykając się na grząskim gruncie, cały czas milcząc. Gdy stanęli przed drzwiami, Ron donośnie zapukał.  Po kilku sekundach drzwi otworzyła im Molly Weasley w szlafroku, z różdżką w ręku. Wyglądał jakby wcale nie spała.
-Och, to wy. -powiedziała z wyraźną ulgą w głosie - Wchodźcie szybko, na tworze strasznie leje.
-Zauważyliśmy. - mruknął ponuro Ron, odklejając z czoła mokre kosmyki.
       Weszli do zagraconej kuchni Wealseyów, zostawiając na podłodze wielkie błotniste ślady.
-Zdejmijcie buty, mokre ubrania i wysuszcie się jak najszybciej. - powiedziała Pani Weasley, nieco zbyt troskliwym tonem, po czym zaczęła usuwać różdżką bród z podłogi.
Poszła razem z Ronem po schodach, zastawiając obuwie przed drzwiami.
-Zejdź zaraz na dół, mama zrobi kakało.- szepnął Ron, po czym zniknął wbiegając na wyższe piętro Nory. Weszła do pokoju, lecz łóżko Ginny było zaścielone. Zastanawiająca się gdzie może być. Błyskawicznie wysuszyła włosy różdżką, włożyła starą rozciągniętą bluzę i dresy, które wygrzebała z szafy i zeszła na dół, nie czując jakiej kolkwiek oznakami potrzeby snu. Zauważyła że Ron siedzi na dole trzymając w dłoniach parujący kubek kakała. Obok czekał drugi najwyraźniej dla niej. Podeszła i usiadła obok niego i wtuliła się w jego sweter, wdychając jego charakterystyczny zapach. Ujęła w zdrętwiałe dłonie kubek gorącego napoju, po czym wypiła łyk. Na jej zmarznięte ciało zadziała tak cudownie i kojąco jak lekarstwo.
-Ciekawe gdzie jest Ginny?- spytała się dziewczyna odkładając kubek na stół.
W tej chwili weszła mama Rona. Odruchowo odłączyła się od niego siadając sztywno na krześle.
-Gdzie jest tato?- spytała nagle chłopak.
-Jeszcze nie wrócił z pracy. W Ministerstwie jest okropne zamieszanie. O niczym innym nie mówią. - odparła Molly zatroskanym głosem,
-Harry z Ginny też tam są?- dodała Hermiona.
-Harry wcale nie wychodzi z Ministestwa od pojmania śmierciożerców. Ginny była w domu, ale wieczorem znowu tam pojechała. Wszyscy, którzy byli świadkami jakiej kolwiek zbrodni, wzywani są na przesłuchanie. Pij, od razu zrobi ci się cieplej.- zachęciła ją mama Rona.
Kątem oka zauważyła wczorajszego Proroka Codziennego z ogromnym nagłówkiem:
,,Ostatni Śmierciożercy złapani - czy teraz będzie bezpiecznie?"
-Mogę?- spytała się Hermiona
Oczywiście, bierz - powiedziała Molly, stawiając na stole porcję ciasta rabarbarowego.
Sięgnęła po gazetę i zaczęła czytać.

    Ostatni śmierciożercy, których aurorzy nie zdążyli schwytać po Bitwie o Hogwart zostali pojmani wczoraj w godzinach nocnych. Ukrywali się w niewielkiej wiosce w Australii, w starym opuszczonym domu, niegdyś posiadłości pewnego starego czarodziejeskiego rodu, z którym Yaxley był dalece spokrewniony.
Jutro odbędzie się przesłuchanie, po czym śmierciożercy zostaną zesłani do Azkabanu.
Dowiedzieliśmy się również, że rodzice Hermiony Granger byli przedrzymywani i torturowani klątwą Cruciatus, aby wydobyć informacje o córce. Wiemy się, że początkowo byli oni pod wpływem zaklęcia Obliviate, aby zapobiedz temu oto wydarzeniu. Śmierciożercy schwytali Ronalda Weasleya i Hermionę Granger, którzy wyruszyli, aby z powrotem sprowadzić Grangerów do Anglii. Na razie wiemy, że zostali zaszatażowani, żeby mogli dotrzeć do Harry'ego Pottera...
-Piszą o nas.- mruknęła, przerywając czytanie.- I o Harrym.
-Pokaż. - Ron wziął gazetę i ze zmarszczonym czołem przebiegł wzrokiem po artykule. -No jasne, Harry znów okazał się bohaterem.- rzekł chłopak w lekko się uśmiechając.
-Tak, teraz nie dadzą mu spokoju. - westchnęła.- Pamiętasz co było kilka dni bo bitwie? Codziennie pisali o nim w Proroku.
-Dalej piszą. Nie było chyba do tej pory wydania, w którym ani razu by o nim nie wspomnieli.
Zorientowała się, że mama Rona wyszła już z kuchni, więc ponownie wtuliła się w chłopaka.
-Boję się trochę jutrzejszego przesłuchania.- westchnęła.- Nie chce sobie rozpamiętywać tego wszystkiego od nowa.
Ron pocałował ją delikatnie w czubek głowy.
-Ja też nie. Ale musmy, żeby wreszcie było bezpiecznie. - powiedział, delikatnie głaszcząc włosy Hermiony.




                                                                          * 



      Atmosfera na sali była wyjątkowo nerwowa i napięta. Każdy członek Wizengamotu skupiał całą swoją uwagą na człowieku, który był mówił w danym momencie. Zdawali sobie sprawę jak wielką wagę miało to wydarzenie, dla całego świata czarodziejów.
Na podwyższeniu siedział wyjątkowo poważny Kingsley Shacklebolt, obok niego Amelia Bones ze swoim nierozłącznym monoklem w oku.  Nieco bardziej w cieniu Kingsleya siedział i zacięcie notował treść przesłuchania Percy Weasley, w przekrzywinych okularach. Za nimi znajdowało się około pięćdziesięciu ludzi w fioletowych szatach.
      W rzędach wysokich ławek gdzieniedzie ktoś siedział. Jedni byli znużeni długim czasem przesłuchania, inni śmiertelnie przerażeni tym, że znajdują się w jednym pomieszczeniu z najbardziej niebezpiecznymi czarodziejami.
      Rudowłosy mężczyzna siedział w prawie pustym rzędzie ławek trzymając na rękę Hermionę, a drugą od niechcenia wystukując jakiś rytm o krawędź fotela. Obok niego siedziała Ginny, która już dawno powiedziała to co miała do powiedzenia i wpatrując się tępo w przestrzeń wyczekiwała ogłoszenia wyniku. On sam był wyraźnie znudzony trwająca już ponad dwie godziny rozprawą. Owszem wiedział, że Kingsley był sprawiedliwy i chciał to zrobić tak jak się powinno, czyli przesłuchać wszystkich możliwych świadków, ale czy nie ma już wystarczjących dowodów?
    Właśnie przed Wizengamotem odpowiadała jakaś bardzo przerażona czarownica, której Rowle  zamordował męża.
-Dziękuję, może pani odejść.- powiedział Kingsley bardzo spokojnym tonem. - Następny świadek, Hermiona Jean Granger.
Poczuł, że Hermiona poruszyła się niespokojnie w fotelu. Bardzo powoli wstała, nie puszczając dłoni chłopaka. Ron posłał jej lekki, pokrzepiający uśmiech. Wiedział, że chciała o tym jak najszybciej zapomnieć, a teraz musi rozpamiętywać to wszystko od nowa, a w szczególności napad na jej rodziców. Wzięła głęboki oddech po czym chwiejnym krokiem poszła i usiadła na krześle dla świadków
-Hermiona Jean Granger?
-Tak.
-Zamieszkała w Londynie?
-Tak.- stwierdzała ponownie.
-Rodzice Jean i Howard Granger?
Kiwnęła głową.
-Proszę przedstawić zarzuty.
Wyprostowała się i zaczęła mówić.
-W czerwcu tamtego roku, rzuciłam na mich rodziców Zaklęcia Obliviate, aby nie wiedzieli, że mają córkę i przenieśli się do Australii. Śmierciożercy wiedzieli, że trzymam się blisko z Harrym, a moi rodzice wiedzieli zbyt dużo, więc bałam się, że mogą ich przez to przedtrzymywać i torturować.
      Zaczęła mówić spokojnie, opowiadając z największą dokładnością każdy szczegół, tak jakby wyuczyła się go na pamięć. Z opanowaniem mówiła nawet o najbardziej drastycznych przeżyciach z ostatnich kilku miesięcy
-I wtedy znaleźliśmy moich rodziców, a Harry i reszta aurorów pojmali śmierciożerów.- zakończyła.
-Dziękuję, może pani odejść.- oznajmił.
Wstała z krzesła i jak najszybciej poszła z powrotem do ławki z widocznym wyrazem ulgi na twarzy.
-Nieźle się spisałaś. - szepnął jej do ucha Ron.
-Trudno było o tym mówić. - westchnęła.
-Ronald Bilius Weasley. - usłyszał swoje imię, które poniosło się echem po sali.
Wstał z miejsca i pomaszerował szybko w stronę podium.
-Ronald Bilius Weasley?
-Tak.
-Zamieszkały w Ottery St Catchpoll.
-Tak. - odparł ponownie.
-Rodzice Molly i Artur Weasley?
-Taak.- odparł zastanawiając się po co się tego pytaj jak dobrze wiedział kim byli jego rodzice
-Proszę przedstawić zarzuty.
Zaczął zbierać w głowie myśli, aby powiedzieć coś w miarę sensownego. Po kilku sekundach zaczął mówićm
-No więc, eee. Gdy ja i Hermiona Granger i Harry Potter wyruszyliśmy na poszukiwanie horkruksów,
    Zaczął opowiadać nieco, to co wydarzyło się przez ostatni rok , nieco mniej szczegółowo niż Hermiona, ale w miarę trzymał się faktów
-Dziękuje, nie mam więcej pytań.
Wstał i udał się z powrotem do miejsca w którym siedziały Ginny razem Hermioną. W tej samej chwili, gdy usiadł z powrotem na miejsce, po sali rozległ się głos :
- Wizemgamot podjął decyzję w sprawie Śmierciożerców. Z przesłuchań, wynika, że każdy z obecnych tu śmierciożerów, przynamniej kilkanaście razy dopuścił się użycia zaklęć niewybaczalnych. Jednorazowe świadome użycie każdego z nich karane jest oczywiście dożywotnim pobytem w Azkabanie. Więc wnoszę o natychmiastowe umieszczenia oskarżonych w Azkabanie. Koniec rozprawy. - powiedział dobitnie po czym z całą radą zaczął opuszczać salę